Szczęść Boże !!!
Nie myślałem , że będę korespondentem wojennym. Chcę Wam napisać parę słów jak wygląda sytuacja, choć wiecie pewnie tyle samo ale od środka, jak to wygląda.
Po kolei; w środę odczuwałem ogromny niepokój. Jeszcze we wtorek zrobiliśmy dzieciom karnawał w przedszkolu by je trochę od tej napiętej sytuacji odciągnąć bo widzieliśmy jak emocje rodziców wpływają na przedszkolaków.
Najgorszy był początek; zbudziły nas syreny (nie mogłem spać trochę tylko drzemałem a pamiętacie kto ze mną mieszkał, że ze snem problemów nie mam) u mnie ledwo je było słychać ale zrozumiałem, że się zaczęło. Byliśmy przerażeni siłą uderzenia. Próbowałem pojechać na spotkanie dekanalne do centrum Lwowa ale korki były tak potężne, że się nie dało. Zaraz zresztą odwołano spotkanie. Przedszkole miało pracować lecz nikt nie przyprowadził dziecka. Mieszkańcy Sichowa, mojego osiedla, wyjeżdżali na okoliczne wioski, skąd pochodzą. Baliśmy się wyłączenia prądu, telefony przestały działać ale to z przeciążenia. Około południa pierwsza panika minęła. Sklepy pracowały, na stacjach oraz do bankomatów i aptek były jeszcze kolejki.
Nie wątpiłem w ogromną odwagę i determinację naszych wojsk bo mam w parafii niemało wojskowych lecz profesjonalizm Zbrojnych Sił Ukrainy mnie zaskoczył całkowicie. Zrozumieliśmy, i to było najgorsze, że jesteśmy sami, poza Polską i Wlk. Brytanią trochę USA nikt nam nie pomoże. Dziś oczywiście jest inaczej. Ludzie byli wściekli na Niemców i im podobnych . Na wieczornej Mszy było trochę ludzi, Adoracja trwała już od 15. Siła modlitwy była potężna.
Pod kościołem mamy schron, przychodzili ludzie kilka razy na dzień. Alarmy okazały się fałszywe. Zaczęliśmy znosić materace, robić zapasy wody, kupować maty do spania. Jest nas na parafii trzech, księża Andrzeje, wikariusze oraz nasz kleryk oraz dwie Siostry Służebniczki.
Powszechnie bano się że za dwa dni nie będzie Ukrainy, padnie Kijów, powstanie druga Białoruś. Decydujące miały być trzy doby. Każda godzina w taki czas ciągnie się w nieskończoność. Nie dało się spać, nie chciało się jeść; jakieś owoce i tyle. Kolejne dni budziły nas syreny, co parę godzin ludzie przychodzili do schronu. W nocy godzina wojskowa i pełne zaciemnienie budynków. Ale życie się toczyło, sklepy działały. Na telefonie spędzałem ok. siedmiu godzin na dobę. Propozycji pomocy z Polski od znajomych i nieznajomych, duchownych i świeckich tak wiele, że nie ogarniałem tego. Zaczęliśmy organizować sobie życie. Wojna była daleko ale rozstania wyjeżdżających na front z rodzinami straszne. Wiele rodzin się żegnało bo przestali bardzo szybko wypuszczać mężczyzn; kobiety jechały i jadą same z dziećmi.
W sobotę pojechałem do spowiedzi do kolegi do Gródka Jagiellońskiego. Tam zobaczyłem w polskiej telewizji ogrom tej pomocy. Ksiądz płakał widząc dobroć Polaków bo czegoś takiego nie było w historii. Gdy wracałem zastał mnie alarm na drodze ale spokojnie dojechałem, zatrzymywany na postach przez siły samoobrony, które sprawdzają czy ktoś nie jest dywersantem.
Po drodze coś się we mnie zmieniło, nastąpił przełom. Nie chcę powiedzieć górnolotnie ale przestałem się bać. Wielu też tak mówi; podobno na wojnie najgorsze są dwa-trzy dni. Mamy to już za sobą. Zaczęliśmy jeszcze usilniej działać modląc się cały czas. Do tego cały czas piękna, słoneczna pogoda trochę łagodziła stres.
Odparcie ataków na Kijów, informacje z frontu, przykłady bohaterstwa dodawały nadziei. Prezydent Zełenskyj został bohaterom narodu; jego przemówienia codzienne kilkuminutowe dodają nam sił. Politycy, Kliczko-mer stolicy, ambasadorzy, których 20 zostało w oblężonym mieście w tym wspaniały Nuncjusz Vitalskas Kulbakas - to dodawało wiary w zwycięstwo. Do niego daleko ale mamy nadzieję. Powoli widzimy jak budzą się egoistyczne Niemcy a nawet do Rosji dociera bardzo powoli prawda. Widzieliście zapewne obrońców Wyspy Węży i ich piękną, odważną odpowiedź ruskim, w pierwszym dniu chłopak spod Lwowa zginął by wysadzić most przed nimi albo ten facet co wyniósł bombę własnymi rękami (paląc w dodatku papierosa). To dodaje siły. Kolejki by wstąpić do armii są ogromne a po drugiej stronie brak motywacji i dezercje. Mój najbogatszy parafianin Jura poszedł na wojnę w drugim dniu, codziennie jest na Mszy św. Dziś nie ma go z nami ale wspieramy go. Gdy pojechałem zmieniać pieniądze znajomy mówił, że właśnie był u niego przebogaty bankier, który zapisał się na front i wyjeżdża. Odwaga tych ludzi budzi szacunek a może nawet zawstydza. Jadę zaraz zdawać krew dla naszych żołnierzy, czekałem na to wiele dni bo są takie kolejki ale ze względu na to, że jestem Polakiem przyjęto mnie za cztery.
Proszę o modlitwę za nas, za Ukrainę, za jej najdzielniejszą Armię, za ofiary. I mam jeszcze wielką prośbę, mówiłem o tym z Babcią, jak zjawią się u Waszych parafian uchodźcy idźcie do nich osobiście, zapraszajcie ich na probostwa an kawę oraz na liturgię. Oni na to czekają. Tym bardziej jeżeli są to ludzie ze Wschodu i będę mówili, że są prawosławni. To są ludzie duchowo zaniedbani, 90 % z nich nie chodzi do cerkwi w ogóle a 5% raz w roku. Wierzą w Boga i czekają by ich ktoś przygarnął. Wielu z nich jak tak zrobicie będę Waszymi najlepszymi parafianami, choć ja mam nadzieję, wbrew nadziei, że wrócą do nas.
Nie zapomnijcie powiedzieć Parafianom, że to co cała Polska, w tym Kościół, robi dziś dla Ukrainy będzie zapisane i w niebie i na kartach historii. Ukraina Wam tego nigdy nie zapomni !!! A tym bardziej Pan Bóg !!!
Pozdrawiam serdecznie !!!
Módlcie się by Maryja, Śliczna Gwiazda Miasta Lwowa, i Święty Michał Archanioł, patron Ukrainy mieli nas w swojej opiece.
Z Bogiem
Jacek
Lwów,28.02.2022